poniedziałek, 10 grudnia 2012

To jest magiczny dzien...


Ten dzień miał być magiczny.
Wszyscy obiecywali, że od teraz wszystko będzie inne, wyjątkowe. Mówią, że jak już ten dzień nadejdzie, czujesz się innym człowiekiem. Miało być cudownie, jest jak zwykle, pomyślałam, gdy jak co dzień, budzik zadzwonił o 6 rano w dniu moich dwudziestych pierwszych urodzin. Od sześciu godzin jestem pełnoletnim obywatelem wielkiego Los Angeles.
Jak każdego innego ranka, wstała bez ociągania z łóżka, wzięłam szybki prysznic, zjadłam śniadanie, ubrałam się i parę minut po 7 wyszłam z mojego malutkiego mieszkanka, które należało kiedyś do mamy. Długo stało puste, gdy ja z rodzicami, a później z samą mamą mieszkałam w
Ohio.
Do Los Angeles wróciłam sama, żeby zacząć własne życie z dala od nadopiekuńczej matki i dziadka o niespełnionych medycznych ambicjach. Kocham ich całym sercem, ale nie umiem być w zgodzie ze sobą, gdy oni są blisko.
Zawsze byłam samotniczką.
Kocham Los Angeles, gdy samo idę do pracy bocznymi uliczkami, gdzie toczy się prawdziwe życie, gdzie ludzie mają własne życie, własne problemy. Wtedy wiem, że Miasto Aniołów nie jest tylko tym pustym i zblazowanym światem gwiazd i gwiazdeczek, są też tutaj zwykli ludzie i prawdziwi artyści.
Zawsze mijam tego samego chłopaka. Każdego dnia siedzi na murku przy niewielkim parku i gra na skrzypcach. Kiedyś się do niego przysiadłam.
Powiedział mi, że ma 17 lat i marzy o tym, że kiedyś stanie na scenie, gdzie zagra dla milionów słuchaczy. Ale wie, że nie dożyje tego, bo ma raka, więc grywa tutaj, żeby mieć chociaż namiastkę swojego marzenia. Powiedział też, że jeśli kiedyś go tutaj nie spotkam, znaczy, że choroba wygrała i chciałby, żebym uśmiechnęła się do pustego miejsca i po prostu pomyślała o nim.
Niewielka kawiarenka, w której pracuję jest tylko dwie przecznice dalej od chłopaka. Mieści się przy jednej z głównych ulga miasta. Ma swój własny klimat, gdy do niej wchodzę, zawsze mam wrażenie, że przenoszę się do innej epoki.
Na miejscu jestem zawsze przed 8. Wchodzę tylnym wejściem, wkładam kremowy fartuszek i zabieram się za przygotowywanie stolików. O 9 szefowa otwiera i zaczyna się mój zwykły dzień pracy  trwający do 16.
Po pracy wracam do mieszkania, przebieram się i wychodzę z aparatem, zatrzymać na klatkach zdjęć   życie. Czasem, kiedy pogoda jest brzydka, siadam w oknie i piszę. Nigdy nie tworzę nic wyjątkowego.  Po prostu wybieram z ludzi na ulicach jedną osobę i ją opisuję. Wyobrażam sobie jakie może być jej lub jego życie. Czy kocha? Ma rodzinę? Pasję? Marzenia? Plany na przyszłość? Czasem pisze o sobie. O tym co się wydarzyło. Opisuję moje dzieciństwo, to jak 15 lat temu ojciec od nas odszedł, bo pokochał inną kobietę. Jak mama potwornie cierpiała. Miała wtedy 27 lat i sześcioletnie dziecko do utrzymania. Przez te 15 lat spotkałam ojca tylko 2 razy. Raz, niedługo po ich rozstaniu, gdy byłam u jego mamy w przerwę świąteczną, a drugi raz kilka dni temu spotkałam go na ulicy. Nie poznał mnie, a ja go nie zaczepiłam.
Mogłam go jednak często widzieć w mediach. Jest gwiazdą. Ma fanów, których nazywa swoją rodziną. O mnie nigdy nie walczył.
Poza kilkoma telefonami od najbliższych, ten dzień niczym nie różnił się od pozostałych 364 dni roku.
Dopiero wieczór przyniósł zaskoczenie.
Dochodziła 22, ja siedziałam przy pianinie wygrywając melodię zespołu, w którym gra ojciec, kiedy usłyszałam pukanie. W drzwiach stał on. Mój ojciec. Mężczyzna, którego nienawidziłam i
kochałam jednocześnie. Shannon Leto.
- Przepraszam. - powiedział cicho, trzymając w rękach jedną, białą różę.
- Ale...
- Przepraszam, że jestem dupkiem. Przepraszam, że jestem tchórzem i bałem się spojrzeć w oczy twojej matce. Przepraszam, że masz takiego beznadziejnego ojca, który cię porzucił. - mówił patrząc mi prosto w oczy. - Przepraszam, że nawet teraz nie potrafię wyrazić tego jak bardzo do dupy jestem. - podał mi kwiatek i chciał odejść.
- Tato? - uśmiechnęłam się przez łzy. - Po prostu mnie przytul. – Nie ważne jak bardzo nienawidziłam go za odejście. Teraz wrócił, a to znaczy, że o mnie pamiętał. - Kocham cię tato. - przytulałam się do
niego stojąc w otwartych drzwiach. - Już nie pozwolę ci odejść.
Wreszcie wszystkie obietnice się spełniły. To jest magiczny dzień, a ja jestem innym człowiekiem.
Mam ojca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz